Moje spotkanie z papieżem Polakiem

Dziś młode pokolenie kojarzy Go z Wadowicami, kremówką, barką i pomnikami, które powstają, niczym grzyby po deszczu, prawie przy każdym kościele. A ja choć nigdy nie spotkałem się z Nim osobiście, to jednak dorastałem każdego dnia wsłuchując się w świadectwa osób, które go poznały, które z Nim rozmawiały, z którymi się spotykał. I widziałem w tych ludziach zawsze wielką radość, nieraz łzy wzruszenia, i słuchałem wówczas, jak opowiadali, że spotkali w swym życiu tak wielkiego świętego. Doskonale pamiętam 2 kwietnia 2005 roku. Z uwagą obserwowałem wówczas jak cała Polska i świat cały przeżywał swoiste rekolekcje, w chwili kiedy On z tym światem się żegnał. I widziałem jak ludzie, pod wpływem Jego życia, pod wpływem Jego nauczania, zmieniali całe swoje dotychczasowe życie. Porzucali swe nałogi, jednali się między sobą, odkładając na bok waśnie i spory, i stawali się piękni, schodzili przy tym z drogi grzechów. Świat w jednym momencie stał się piękny.

Jakiego Papieża zapamiętałem? Przypominam sobie dziś Jego twarz… była radosna, promieniująca dobrocią, mimo, że doświadczona dolegliwościami wieku, czy zranieniami dźwiganego już wówczas krzyża choroby i starości. Potrafił zachować pogodę ducha, choć życie Jego nie było usłane różami. Stracił wcześnie swą mamę Emilię, później brata Edmunda, a w czasie wojny ojca Karola. Zastała go wojna, podczas której stracił wielu swoich przyjaciół. I mimo wszystko, nie stracił pogody ducha, nie użalał się nad sobą, jak to ma źle w życiu.

Kiedy dziś patrzę na zdjęcia z Papieżem moją uwagę przykuwają Jego oczy. Potrafiły dostrzec każdego człowieka. Od tego jeszcze nienarodzonego, tego który jeszcze jest w łonie swej matki, który jeszcze nie może się bronić, do tego, który był już stary, cierpiący, opuszczony. Dostrzegał w każdym człowieku dobro i widział ludzi, którzy cierpią. Dostrzegał potrzebę spotkań z młodymi, to dla nich zainicjował Światowe Dni Młodych.

Kiedy przeglądam zdjęcia z Papieżem Polakiem, moją uwagę przykuwają też Jego usta. Nie bały się mówić prawdy, broniły innych, głosiły ponadczasową naukę o Jezusie Chrystusie – Odkupicielu Człowieka. A czasem były powodem cierpienia, jak chociażby wtedy kiedy schorowany Papież nie mógł już wypowiedzieć żadnego słowa, a jedynie wykonał gest błogosławieństwa ludzi zgromadzonych na placu świętego Piotra. Te papieskie usta głosiły słowa nadziei tam, gdzie jej było brak. Płynęły z nich nauki przepełnione miłością do Boga i ludzi, i warto dziś po nie na nowo sięgać, by odkryć mądrość i wielkość tego człowieka, którego nazywaliśmy Prorokiem naszych czasów.

Ręce naszego Papieża Polaka były gotowe do dawania a nie do brania. Były gotowe do błogosławienia, i zawsze do niesienia pomocy. A Jego nogi… one zawsze były gotowe do tego, by wyjść do ludzi, były chętne do pielgrzymowania, ale i do odkrywania Boga w pięknie stworzonego świata.

Czego mnie uczył ten ów starszy człowiek a zarazem przywódca Kościoła Chrystusowego na ziemi?

Najpierw dostrzegania osoby przez pryzmat tego kim jest a nie przez pryzmat rzeczy, które posiada ta osoba. Pokazał mi, że mam dostrzegać każdego człowieka i widzieć w nim oblicze Boga. Czynił to przez swoje spotkania z wielkimi tego świata, ale i z tymi najsłabszymi, wystarczy wspomnieć jak tulił do siebie trędowatych, chorych, cierpiących. Pokazał przy tym, by nie szczędzić ludziom uśmiechu, dobrego słowa, uścisku dłoni, czasu na spotkanie.

Ten starszy człowiek pokazał mi też jak wielką wartością jest przebaczanie. Złożył świadectwo temu, zwłaszcza po 13 maja 1981 roku, kiedy po nieudanej próbie zamachu na Jego życie, udał się do zamachowcy na szczerą rozmowę do jego celi.

Papież Polak uczył mnie także postawy zachwytu nad pięknem tego świata i dobrego wykorzystania czasu. Pokazał, że warto czasem, wyruszyć w góry, warto popłynąć kajakiem, warto zatrzymać się gdzieś o zachodzie słońca i odmówić dziesiątek różańca, do którego on tak często zachęcał mówiąc, że to Jego ulubiona modlitwa.

Papież Polak uczył mnie też tego, że od siebie trzeba zawsze wymagać. Często wracam do Jego słów, które niegdyś wypowiedział w Skoczowie o sumieniu, jak i do tych, które wypowiedział na Westerplatte, wzywając do obrony pewnych wartości o które w życiu trzeba nam walczyć i od których nie wolno zdezerterować. Sam zawsze nie szczędził swoich sił i czasu dla Pana Boga, ale i dla ludzi, którzy lgnęli do Niego. On nie pozwolił zwyciężyć lenistwu, stąd zaraz po Jego śmierci okrzyknięto go WIELKIM.

Dziś z dumą mogę powiedzieć: że to był i jest MÓJ PAPIEŻ. Mam w niebie kolejnego przyjaciela i orędownika.