Kochani Bracia i siostry, muszę Wam dziś powiedzieć coś bardzo ważnego. Domaga się tego ode mnie uczciwość kapłańska. Otóż poznałem kobietę. Szybko się z nią zaprzyjaźniłem a nawet ją pokochałem. Uwiodła mnie w niej jej skromność, pokora, jej dobroć. Jej życie mocno związało się z moim życiem. Wszyscy ją dobrze znacie. Bo jest to niezwykła kobieta. Każdego dnia odkrywam jej życie i każdego dnia coraz bardziej się nią zachwycam. Tą kobietą jest Maryja – Matka Pana Jezusa Chrystusa i nasza matka – jej życie mocno jest związane z moim ponieważ urodziłem się w jej święto, ochrzczony byłem w jej święto, posługiwałem na parafiach ku jej czci – wpatrując się w jej portrety obecne w kościele. I tak zaczęła się moja przygoda życia z Maryją.
Ale to nie wszystko, bo oprócz Maryi mam jeszcze wielu innych świętych przyjaciół, z którymi często rozmawiam, których o przysługę proszę, o to, by mi coś tam w niebie załatwili, by mnie wspierali i pomagali w mojej drodze do nieba.
Jednym z takich przyjaciół jest św. Józef. Ten mężczyzna pokazał mi bowiem , co ważne jest dla mnie jako księdza, że wcale nie trzeba być biologicznym ojcem, aby być ojcem. Pokazał mi co to jest duchowe ojcostwo. Przyjął Maryję i Jezusa pod swój dach, zaopiekował się nimi. Stanął na wysokości zadania, które zlecił mu Bóg. I dziś może warto polecić go Wam, zwłaszcza ojcom, mężom, abyście wpatrując się w przykład życia świętego Józefa też stawaliście zawsze na wysokości zadania, które Wam Bóg zleca. Abyście chronili swe rodziny , tak jak Józef, który uciekał ze swą rodziną przed Herodem czyhającym na życie Jezusa. Abyście troszczyli się o szczęście swych dzieci i swych żon, jak on zatroszczył się o życie Maryi i Jezusa. Byście nie uciekali od odpowiedzialności za swą rodzinę w alkohol, ale byście dbali w swych domach o klimat wzajemnej miłości, życzliwości i wsparcia.
Innym mężczyzną w niebie z którym się kiedyś zaprzyjaźniłem, zupełnie przypadkowo jest błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko. A ta wspólna przyjaźń zaczęła się zaraz po moich święceniach. Pamiętamy jego beatyfikację w 2010 roku. W Polsce szalała wówczas powódź, ja po mszy prymicyjnej w Łącku w Boże Ciało, wróciłem do domu i zaraz w niedzielę miałem być na beatyfikacji. Mało brakowało, a by mnie tam nie było. Bo zaspałem na autobus. Ale udało mi się go dogonić samochodem. Zostawiłem auto na przypadkowym parkingu i autobusem ostatecznie udałem się do Warszawy, by zawierzyć bł. Księdzu Jerzemu swe kapłańskie życie. Ciekawe było to, ze w tym dniu beatyfikacji wylewała Wisła ( a wiemy gdzie zginął ks. Jerzy Popiełuszko). Kiedy wróciłem z jego beatyfikacji dowiedziałem się, gdzie idę na pierwszą parafię i kiedy tam dotarłem dowiedziałem się też, że będę uczył w gimnazjum w szkole im. Księdza Jerzego Popiełuszki. I to będąc właśnie w tej szkole, przygotowując się do dnia patrona szkoły zacząłem głębiej poznawać jego życie. Szybko dotarło do mnie że urodziłem się w tym samym roku , kiedy on ginął śmiercią męczeńską w 1984, dowiedziałem się o nim wiele ciekawych rzeczy, Jego słowa zaczerpnięte z pisma świętego „Zło dobrem zwyciężaj” stały się moją dewizą życia kapłańskiego. Dziś modlę się często za jego przyczyną w wielu sprawach.
Oprócz tego kapłana moim przyjacielem w niebie jest też święty Jan Paweł II. Jego zapamiętałem jako starszego człowieka. Ale co mi pokazał? Po pierwsze, że i w dzisiejszych czasach można pięknie przeżyć swoje życie. Pokazał mi też, że w obliczu trudności nie wolno się poddawać. (Wiemy, że został wcześnie sierotą, przeżył wojnę, strzelano do niego, później choroba, cierpienie – a on nie użalał się nad sobą, ale z zaufaniem Bogu szedł zmagał się z tym co mu niesie każdy dzień. To zaufanie Bogu zaprowadziło go najpierw do Watykanu, a teraz do nieba.) U tego przyjaciela w niebie podoba mi się, że potrafił od siebie wymagać. Wszyscy pamiętamy jego słowa: Wymagajcie od siebie, nawet gdyby inni nie wymagali. Ale on nie tylko tak mówił. On swoim życiem przeżywanym intensywnie pokazał, że to co mówił realizował. Zapamiętałem go jako starszego człowieka, z bardzo napiętym harmonogramem dnia.
Ale to jeszcze nie wszyscy moi przyjaciele, których mam w niebie. Jest jeszcze wielu wielu innych, których nie jestem w stanie w czasie tego kazania tu wymienić. Nie wszystkich z nich Kościół wyniósł na ołtarze. Jest wielu takich, o których świętości ja sam osobiście mam przekonanie. Pośród nich są proboszcz mojej rodzinnej Parafii ksiądz Józef Gacek, którego biskup Wiktor Skworc nazwał kiedyś Smęgorzowskim Wiannejem ze względu na jego pokorę i ubóstwo; pośród nich jest moja ciotka Stasia, która szybko zeszła z tego świata, ale zawsze dbała o swe dzieci troszcząc się o nie najlepiej jak potrafiła, by im niczego nie brakowało, pośród nich jest też moja uczennica – Kasia Tabor, którą przez dwa lata odwiedzałem w jej domu. Chorowała na nowotwór. Przez te dwa lata – ani raz nie zapytała „Dlaczego ja?” A miała do tego prawo, by się buntować. Bo jej rówieśniczki w tym czasie bawiły się na dyskotekach, poznawały chłopaków, a ona podróżowała w tym czasie do szpitala i brała chemię, przykuta do łóżka. I nie narzekała nigdy na swój los. Kiedy zmarła uświadomiłem sobie, że to nie my jej pomagaliśmy, to ona pomagała nam wyjść z myślenia tylko o sobie, a zwrócenia uwagi na to, że naprawdę są inni, którzy mają mniej od nas, i którym trzeba przyjść z pomocą.
Kochani, na każdej z parafii spotkałem już niejednego i niejedną świętą. Pozwólcie, że wspomnę o jednej z nich. Pamiętam podczas odwiedzin chorych kobietę, która mimo tego, że przykuta do łóżka, mimo odleżyn zawsze z radością oczekiwała spotkania z Panem Jezusem, którego przynosiłem do niej przy okazji pierwszego piątku. Biła od niej olbrzymia radość, mimo bólu który jej doskwierał.
Może myślicie: Po co ja wam to dziś mówię. Bo dziś mamy uroczystość wszystkich świętych i chciałbym Was zachęcić abyście i wy zaprzyjaźnili się ze świętymi w niebie. Każdy z nas powinien znaleźć sobie kogoś z kim mógłby się zaprzyjaźnić, kogoś na pomoc kogo mógłby liczyć, kto wspierałby go w codziennej drodze do nieba. Jest takie powiedzenie: „ Z jakim przestajesz takim się stajesz” . Jeśli zaczniesz przestawać ze świętymi, będziesz stawał się świętym, będziesz stawała się świętą. Natomiast jeśli będziemy przestawać tylko z grzesznikami, możemy sami wpaść w grzeszne życie. Ileż to razy ktoś przestawał z pijakami pod sklepem i przez to sam stał się pijakiem. I dziś pije.
Pomyśl zatem, czy masz w swoim życiu świętych przyjaciół, do których zawsze możesz zwrócić się w swoich problemach, w swoich sprawach? Czy masz w swym życiu świętych przewodników, których życie cię zachwyca? I których chciałbyś naśladować? Czy wpatrujesz się często w tych, którzy do nieba już dotarli? Jeśli nie – to czas najwyższy, by zaprzyjaźnić się z którymś z mieszkańców nieba. I prosić go, by odtąd pomagał ci tam się kiedyś dostać. Amen.