Kazanie na Dzień Zaduszny

Umiłowani w Chrystusie Panu Bracia i Siostry pozwólcie że to dzisiejsze kazanie tu na cmentarzu rozpocznę od przytoczenia pewnego wymyślonego opowiadania – bo ono wiele nam wyjaśni, bo ono nam zobrazuje to nad czym człowiek dziś stając nad grobami swoich bliskich się zastanawia.

W łonie brzemiennej matki znajdowało się dwoje dzieci. Jedno z nich było wierzące, drugie nie.
Niewierzące: zapytało: Czy wierzysz w życie po porodzie?

Wierzące: Tak, oczywiście. To jasne, że istnieje życie po narodzeniu. Jesteśmy tutaj żeby stać się wystarczająco silnymi i gotowymi do tego, co nas czeka po porodzie.

Na to Niewierzące: – To jakaś głupota! Nie ma żadnego życia po porodzie! Możesz sobie wyobrazić jak takie życie mogłoby wyglądać?
Wierzące odpowiedziało: – Nie znam wszystkich szczegółów, ale wierzę, że tam będzie więcej światła i możliwe, że sami będziemy chodzić i jeść swoimi ustami.


Niewierzące zaś : – Ale bzdura! To niemożliwe, żeby samemu chodzić i jeść! To w ogóle śmieszne! Mamy pępowinę, która nas odżywia. Wiesz, muszę ci powiedzieć, że to niemożliwe żeby istniało życie po porodzie, ponieważ naszym życiem jest pępowina – i tak zbyt krótka.

Wierzące na to: – A ja wierzę, że to możliwe. Wszystko będzie nieco inaczej, ale można sobie to wyobrazić.


Niewierzące zaś: – Przecież stamtąd jeszcze nikt nie wrócił! Życie po prostu kończy się porodem, a w ogóle to życie jest jednym wielkim cierpieniem w ciemności.


Wierzące odpowiedziało: – Nie, nie! Dokładnie nie wiem, jak będzie wyglądać nasze życie po porodzie, w każdym bądź razie zobaczymy mamę i ona się o nas zatroszczy.
Niewierzące na to: – Mamę? Ty wierzysz w mamę? I gdzie ona jest?


Wierzące: – Ona jest wszędzie wokół nas, znajdujemy się w niej i dzięki niej poruszamy się i żyjemy. Bez niej my po prostu nie możemy istnieć.
Niewierzące: – Całkowita bzdura! Nie widziałem żadnej mamy i dlatego to oczywiste, że jej nie ma.
Wierzące: – Nie mogę się z tobą zgodzić. Przecież czasami, kiedy wszystko wokół cichnie, można usłyszeć jak ona śpiewa i poczuć jak gładzi nasz świat. Ja twardo wierzę, że nasze prawdziwe życie zaczyna się dopiero po porodzie.


Umiłowani w Chrystusie Panu, ta rozmowa tych dwojga dzieci przebywających w łonie matki bardzo obrazuje nas tu WSZYSTKICH – wszak jesteśmy w łonie matki która zwie się Kościołem. Drodzy bracia i siostry od momentu chrztu świętego za sprawą Ducha świętego otrzymaliśmy tchnienie Boże i staliśmy się dziećmi żyjącymi w łonie matki, którą jest Kościół. I w tym łonie matki spotykamy różnych braci i różne siostry, – i tych wierzących i tych niewierzących – i też jak te dzieci w powyższym opowiadaniu prowadzimy niejednokrotnie ze sobą dialog na temat tego, czy BĘDZIE coś jeszcze po śmierci czy też niczego nie ma i życie nasze zakończy się w momencie zaprzestania bicia naszego serca!

Jezus Chrystus – ten który jako pierwszy odniósł zwycięstwo nad śmiercią, On zapewnia nas, On daje swoje słowo, że śmierć to nie koniec, lecz po niej dopiero zaczyna się nowe życie. Kiedy jego przyjaciel Łazarz umarł i leżał już w grobie, opłakujące go siostry poinformowały o tym smutnym wydarzeniu Jezusa. Poinformowały Go o śmierci Jego przyjaciela. I co na to Jezus? Zanim wskrzesił Łazarza do życia, jak czytamy w ewangelii rzekł do Marty: Brat twój żyje. Wierzysz w to?

Bracia i siostry, dziś stajemy jak Marta nad grobami naszych bliskich zmarłych, wspominamy ze łzami ich życie, chwile spędzone z nimi, stajemy na tym cmentarzu i do nas dziś Chrystus kieruje te słowa, które niegdyś skierował do Marty: Brat twój żyje. Wierzysz w to? Żona, mąż twój, ojciec, twoja matka, twoi krewni, w których imiona wpisane na nagrobkach teraz się wpatrujesz – oni żyją. Tylko czy Ty w to wierzysz? Oni żyją, bo ich Bóg jest Bogiem żywych a nie umarłych. Oni żyją bo przez chrzest zostali zanurzeni nie tylko w śmierci w Chrystusa ale i w Jego zmartwychwstaniu.

Jakże często spotykamy w Kościele swoich braci i swoje siostry, którym się wydaje, że po śmierci to już nic nie ma, i którzy zdają się zapominać o tym że mają przecież nieśmiertelną duszę, o którą równie trzeba dbać jak o śmiertelne ciało. Spotykamy braci i siostry którzy jakże często zdają się nie wierzyć w Boga, w jego Kościół – naszą matkę i którzy zapominają, że ich powołaniem jest narodzić się i to narodzić się dla nieba. Tak jak rodzili i rodzą się dla nieba święci, których wspominamy w Uroczystość Wszystkich świętych – 1 listopada. Oby i dzień naszej śmierci nazwano KIEDYŚ Dies Natalis –dniem narodzin dla nieba. Lecz, aby tak było potrzeba nam znajdującym się w łonie Matki – Kościoła czerpać z niej soki, by móc się prawidłowo rozwijać.

Kochani niektórym z nas ludzi wydaje się że ta ziemia jest wszystkim co czeka człowieka. Nie chcą więc myśleć o tym co będzie potem po śmierci, I dlatego żyją tu na niej gromadząc sobie skarby, skupiają się na tym co ziemskie. Budują ogromne majątki, przechodzą coraz to kolejne operacje plastyczne, mające na celu zatrzymać starzenie się ciała, gonią za bogactwem i pieniędzmi niestety zaniedbując przy tym swój kontakt z Bogiem, swoją codzienną modlitwę zaniedbując nie rzadko swoje rodziny (najbardziej cierpią na tym dzieci – które nie widzą swego Ojca, czy matki) a przede wszystkim zaprzestają troski o swoją duszę. W pogoni za tym by więcej mieć otwierają swe sklepy w niedzielę i święta, zabiegani nie mają czasu na niedzielną Eucharystię, na wspólną modlitwę z BLISKIMI, czy sakrament spowiedzi, w pogoni za sławą sprzedają nierzadko swoją wiarę, SWOJĄ GODNOŚĆ podejmując się czynów uwłaczających katolikowi byle by tylko być na pierwszych stronach gazet. Tymczasem mijają lata, starzeją się , przychodzi choroba, cierpienie i zbliża się nieubłagalnie moment śmierci. Więc kupują ubranie do trumny, spisują testament, wykupują kwaterę na cmentarzu, tak zabiegani i pochłonięci tymi przygotowaniami na moment śmierci, czasem zapominają o tych sokach, które ma dla nich matka Kościół. Zapominają o sakramencie Namaszczenia Chorych, o częstej spowiedzi, o częstej Komunii świętej, która jest pokarmem na życie wieczne. Dopiero, kiedy wydadzą ostatnie tchnienie, kiedy lekarz stwierdzi zgon ich rodzina biegnie wówczas po księdza, bo przecież trzeba na klepsydrze napisać, że zmarły czy zmarła zostali przed śmiercią zaopatrzeni sakramentami świętymi. Ale czy oby nie jest już wtedy za późno na nie? Wszak sakramenty Chrystus Pan dał dla żywych a nie dla umarłych. A dla umarłych dał odpusty, które w te dni do 8 listopada możemy za nich zyskiwać, dał modlitwy, które możemy zanosić za nich.

Drodzy bracia i siostry, Ileż to razy stawaliśmy już w swoim życiu wobec śmierci bliskich nam osób. Ileż razy to razy gromadziliśmy się na pogrzebach różnych ludzi, by pożegnać osoby nam, bardzo bliskie i drogie którym może wiele zawdzięczaliśmy. I może kiedy świat się cieszył, a inni przeżywali radosne wydarzenia, wy z bólem stawaliście na uroczystości pogrzebowej na cmentarzu, by pożegnać ukochaną osobę i powiedzieć jej „Do zobaczenia”, bo przecież jesteśmy ludźmi wierzącymi , którzy wierzą, ze śmierć nie jest zakończeniem życia ludzkiego, lecz jedynie przejściem z tego życia ( niejednokrotnie związanego z trudem, cierpieniem) do świata, gdzie już nie będzie cierpienia, bólu, czy dolegliwości związanych z upływem czasu) Jest też jak odebraniem nagrody za to ziemskie życie.

Każda śmierć jest też dla nas lekcją, wyjątkową lekcją, która mówi nam o tym co jest najważniejsze w życiu, która mówi nam , że każdego z nas tu obecnych to czeka, bo przecież życie tu na ziemi nie trwa wiecznie. I przyjdzie i na nas taki dzień, kiedy trzeba będzie pożegnać się z tym światem. Zabiegani, zalatani za dobrami tego świata, nie możemy o tym zapominać, że przecież tego wszystkiego za czym na co dzień gonimy – za pieniędzmi, sławą, zbytkami tego świata – tego wszystkiego nie weźmiemy ze sobą do trumny na tamten świat. A co weźmiemy? Po śmierci włożą nam do rąk różaniec, a tym co weźmiemy ze sobą będą nasze dobre czyny – czyny miłości okazane drugim ludziom. Jak wiele tych czynów miłości już okazaliście innym? A może nie macie ciągle dla nich czasu. Żeby usiąść przy stole, żeby się sobą nacieszyć w rodzinie, żeby podać sobie rękę na zgodę, przebaczyć. Niestety człowiek zaczyna coś doceniać dopiero wtedy kiedy coś straci.

Drogi Bracie, droga Siostro Doceniaj obecność drugich póki są obok, że masz rodziców, którzy są blisko, póki są obok; że masz męża czy żonę do której można się odezwać ( ciche dni same przyjdą śmierć je kiedyś przyniesie) doceniaj, że masz przyjaciela, kolegę, sąsiada. Doceniaj obecność drugiego człowieka póki jest obok. I okaż im czym jest prawdziwa miłość, byś w momencie swej śmierci, wychodząc z łona tej naszej matki – Kościoła – mógł narodzić się dla nieba. Tylko czy ty w to tak naprawdę wierzysz? Jak wielkie zdziwienie musiało pojawić się na twarzy niewierzącego dziecka z przytoczonego opowiadania, kiedy zobaczyło życie po porodzie. Jak wielkie będzie zdziwienie i tych, którym się wydaje, że po śmierci to już niczego nie ma. Amen.