Czasem warto wyjść z domu, założyć buty i ruszyć przed siebie, by zobaczyć zdecydowanie więcej…
Radością mego życia kapłańskiego od jakiegoś czasu stały się podróże, wędrówki. I to nie po dalekim świecie, ale po naszej polskiej ziemi. Stąd w tym dziale zamieszczał będę relacje z moich wypraw.
Zawsze jest to dla mnie czas ładowania duchowych akumulatorów. Kiedy więc czuje, że siły ze mnie uchodzą, zostawiam wszelką pracę, zakładam górskie buty i ruszam przed siebie.
Bo to dobra sposobność na osobistą rozmowę z Bogiem, podziwiając bowiem piękno stworzonego świata, mogę na spokojnie pogadać z Tym, który ten świat stworzył, a który i mnie powołał, abym w Jego imię głosił Ewangelię. Nieodzownym elementem moich podróży stał się różaniec. Sięgam po niego często. I na nim modlę się , zwłaszcza za tych, którym obiecałem modlitwę. A takich jest bardzo wielu. Czasami zastanawiam się co u nich słychać, jak się mają, czy radzą sobie z przeciwnościami losu. Różaniec w kieszeni, pomaga mi również w chwilach, kiedy po ludzku na trasie pojawi się lęk, obawa przed jakimś zagrożeniem. Nieraz pod wpływem piękna krajobrazu, zatracam poczucie czasu i przychodzi mi wracać po nocy przez ciemny las. Wówczas to dopiero, jak się domyślacie, wyobraźnia zaczyna działać… I kiedy wyciągam różaniec to nagle strach znika, bo skupiam się na modlitwie, przesuwając palcami kolejne paciorki różańca.
Wędrowanie jest też moją odpowiedzią na pokusę narzekania. Lubimy narzekać, na wszystko i wszędzie. A ta postawa odbiera nam zwykle radość. Dlatego trzeba wyjść z tego kręgu, wyruszyć w drogę, by się na nowo zachwycić… A jest czym. Bóg stworzył bowiem ten świat, uczynił go z miłości do każdego z nas. Stąd trzeba tylko uważnie rozglądnąć się i poszukać tych Jego śladów miłości. Jeśli więc i Ciebie dopada chęć narzekania na wszystkich i na wszystko to zapraszam wybierz się na spacer. I nie zapomnij zabrać ze sobą różańca.